Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


czwartek, 8 maja 2014

Radosny dywizjon

     Muszę przyznać, że nastrój miałem ostatnio minorowy. Powodem było choróbsko, które się do mnie przypałętało. Człymi dniami i nocami zaczął męczyć mnie uporczywy kaszel. W końcu, wczoraj przed południem stwierdziłem: Dość! Idę do lekarza.
 
     Kierownictwo popatrzyło na mnie ze współczuciem i kazało wynosić się, zanim wszytkich wokół pozarażam. Bez żalu opuściłem miejsce pracy i powlokłem się do przychodni.
 
     Czekałem dosłownie dziesięć minut, zanim otworzyły się drzwi i z gabinetu wyszedł starszy pan, podpierając się laską.
 
     - Proszę - uśmiechnął się.
 
     Wszedłem do gabinetu młodej lekarki. Czarnookiej! Musiałem z całych sił powstrzymać się przed zrobieniem z siebie idioty. Nie ma bardziej żenującego widoku niż stary rupieć, wciągający brzuch, napinający to, co kiedyś było mięśniami i wdzięczący się do młodej niewiasty. No, może jeszcze pijany małolat, któremu wydaje się, że jest muszkieterem...
 
     Pani kazała mi się rozebrać (!). Stłumiłem wszelkie nieprzyzwoite myśli i dałem się osłuchać. Okazało się, że to jakaś infekcja, ale na płuca jeszcze nie wlazła. Dostałem receptę, zwolnienie do końca tygodnia i przykaz, że mam leżeć.
 
     Przez pierwszy dzień zbytnio nie narzekałem, bo i tak nie miałem siły. Ale dziś już ckniło mi się w tym łóżku jak diabli. Przeczytałem wszystko, co miałem, zabrałem się nawet za jedną książkę, nie do strawienia, w sumie tylko po to, żeby się przekonać, że rzeczywiście jest nie do strawienia. A potem zacząłem gapić się w okno.
 
     Widok z okna mam całkiem niezły - jak to na czwartym piętrze. Gapiłem się głównie na ptaki, wyobrażając sobie, że obserwuję manewry lotnicze.
 
     Przelatywały nade mną pojedyncze gawrony - jak bombowce, wracajace z rozpoznania. Skończyły się czasy nalotów dywanowych, gdy niezliczone stada przelatywały nad moim blokiem. Gawrony rozdzieliy się, podobierały w pary...
 
     Starująca kaczka to u nas widok nierzadki. Jak wielki transportowiec, trzepocząc szybko skrzydłami, nabierała wysokości...
 
     Gołębie przypominały mi szturmowce - średniej wielkości, na niskim pułapie.
 
     Wróble to były samoloty łącznikowe. Smyrgały szybko, w linii prostej, prawie niezauważalne.
 
     Gapiłem się tak chyba z godzinę, gdy nagle...
 
     Przetarłem oczy.
 
    Znad mojego bloku wysunął się najprawdziwszy myśliwiec!
 
    Zwinnym wywrotem zawrócił, po czym wykonał najprawdziwszy ranwers i zaraz potem idealny zwrot bojowy. A za nim następny! I jeszcze jeden! Za chwilę pojawił się drugi klucz, a mnie aż trudno było usiedzieć z podniecenia. Już po chwili przed moim oknem kręcił swoje zabójcze wiązanki cały dywizjon tych zwinnych i szybkich łowców.
 
     Roześmiałem się radośnie. Pomachałem im na powitanie.
 
    - Cześć, chłopaki! - zawołałem w myślach. - Jak dobrze znowu Was widzieć.
 
    I całe przygnębienie opadło ze mnie, jak przepocony szlafrok. I znowu zachciało mi się żyć.
 
    Pragnę Was poinformować, że dziś, we wczesnych godzinach wieczornych, do mojego miasta przyleciały z dawna wytęsknione i oczekiwane jerzyki!
 
    Zaczyna się lato!

25 komentarzy:

  1. no to jak są jerzyki, to i komary zaraz będą... no i z czego tu się cieszyć?....
    zdrowiej Nit ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd logiczny. Komary będą i bez jerzyków, tylko będzie ich kilkadziesiąt razy więcej ;) Jerzyk potrafi wstrząchnąć kilka tysięcy komarów na dobę! Jeden!

      Usuń
    2. i pewnie nawet grama nie przytyje... ehhh, żebym ja tak mogła bez obaw wtrząchnąć to i owo .... :))))))
      spokojnego weekendu :)

      Usuń
    3. Też mu zazdroszczę. W pewnym sensie. Bo co to za przyjemność, wcinać komary? Gdybym ja musiał, pewni byłbym chudziutki, jak Mahatma Ghandi.

      Usuń
  2. Do Ciebie zawsze wcześniej przylatują niż do mnie, widać cieplej w Twoim mieście. U mnie tylko szpaki przyleciały.Jest ich niestety bardzo mało, chociaż jest sporo budek lęgowych pozawieszanych na drzewach. Poza tym przyleciały motocykle, takie duże, głośne, wydające głosy traktora, takie wciskające się pomiędzy samochody. Czyli zima minęła.
    Wylecz porządnie te infekcję, wyleż się w łóżku, żeby śladu z niej nie zostało.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpaki są u nas już od dawna. U nas działa pewien bardzo zapalony ornitolog, któremu udało się do miast zwabić naprawdę wiele gatunków ptaków - albo kolorowych, albo śpiewających: drozdy, szpaki, sójki, wróbli co niemiara, a między kaczkami w parku trzeba się przeciskać.

      Usuń
  3. a u mnie jakieś dzikie wielkie gołebie.I gęsi nieopodal już z rodzinka .Jeszcze wiosna... byle do lata..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzywacze, zapewne. Mają szarą "apaszkę" na karku?

      Usuń
  4. Nie ma zlego co by na dobre nie wyszlo!
    Gdybys byl zdrowy I w pracy to o przybyciu jerzykow dowiedzialbys sie nie wiadomo kiedy a tak to juz wiesz:)
    Moze nawet ich widok podniosl Cie na ciele bo ze na duchu to jasne!
    Zdrowiej, pisz I raduj latem, Nitager.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Jakoś nie potrafię z siebie wykrzesać ani odrobiny żalu z faktu, że nie jestem w pracy... Tylko nie mów nikomu! ;)

      Usuń
  5. My u siebie czekamy na jaskółki - jeszcze nie dotarły. Oraz usilnie nie zadzieram głowy, co by się jakiś fruwający bocian nie napatoczył, bo to się dwukrotnie wiosną skończyło nieplanowanymi wydarzeniami ;) I wystarczy mi już nieplanowanych zdarzeń losowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, taka duża a w bociany wierzy! ;)
      A swoją drogą, moje pierwsze skojarzenie było z innego rodzaju niespodziewajką - taką, którą jesteśmy często obdarzani przez gołębie, czy gawrony. Może to i lepiej, bo z boćka kawał ptaszyska i lata wysoko - mogłoby być groźnie.

      Usuń
    2. nie wiem jak bocian, ale oberwać "bombą" od łabędzia, to jest dopiero coś... na całe szczęście nie trafiło we mnie, ale obok ... uffff... :))))

      Usuń
    3. Taka duża i wierzy, bo ilekroć widziała - w ciążę zapadała :P Więc coś w tym jest! A jaskółki przyleciały w niedzielę! Oraz bomby żadnej nie życzę sobie. Trzeba wiedzieć, którędy w parku chodzić, by strefy zrzutu ominąć.

      Usuń
    4. Fakt, łabędź cięższy, to i zapewne przenosi ładunki bomowe o większej sile rażenia. A w bociany trudno mi uwierzyć, bo z wyjątkiem Koleżanki Małżonki, cała rodzina na świat przyszła późną jesienią, albo zimą. Musiałyby to być naprawdę wyjątkowe bociany.

      Usuń
  6. Ach, jakże przyjemnie Cię znowu czytać, cny Nitagerze! Piszesz ciekawie, piękną polszczyzną, bez dłużyzn, w swoim arcyponętnym stylu. Buziaki!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu gorączka spadła mi o połowę.
      Naprawdę tak lubisz mnie czytać? Nawet jeśli piszę o bzdurach i rzeczach całkowicie błahych?

      Usuń
  7. Kilka dni temu z wielkim rozbawieniem obserwowałam ,,zaloty'' pana kosa do sporo większej kraski! Pan kos niestrudzenie adorował, panna czmychała, on za nią, a puszył się, a tańczył... Nadaremnie, niestety!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli juz nie tylko rasizm odchodzi do lamusa - gatunkizm też ;)

      Usuń
  8. Nit! Czytam, lubię, szanuję i pełen podziwu jestem. Ale z tymi bombowcami na rozpoznaniu, toś chłopie przesadził. :-)

    Ja tam prosty chłopak jestem - dopóki kompocik był, tom głosu nie zabierał. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam już, gdzie o tym czytałem, ale na pewno były to bombowce, z zamontowanymi super-duper-czułymi aparatami fotograficznymi. Chodziło o pułap, na który wspiąć mógł się tylko duży samolot i był tam poza zasięgiem myśliwców i artylerii przeciwlotniczej. W tym celu, w czasie II wojny wykorzystywano niektóre bombowce. To sobie akurat wtedy przypomniałem, gdy powstawał ten tekst.
      Ale nawet jeśli przesadziłem, albo coś pokręciłem - skojarzenia rządzą się własnymi prawami i nie do każdego obiadu musi być kompot ;)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  9. Twój opis ptactwa skojarzył mi się niestety z wrześniem 1939...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oczyma wyobraźni widziałem południową Anglię, już po słynnej bitwie powietrznej. która powoli zamieniała się w przyczułek Sprzymierzonych i ich bazę wypadową. Ta scena miała w sobie coś miłego, pozytywnego, jakąś radość, a może raczej nadzieję.

      Usuń
  10. ja też jestem na czwartym pietrze i podobne manewry obserwuję. :) a do tego mam jeszcze najprawdziwsze helikoptery: sanitarki, które siadaja i startują w szpitalu, który jest o pięć minut pieszo ode mnie. czasem troche huk, ale za to jakie wrażenia ;)

    OdpowiedzUsuń