Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 6 maja 2014

Jak Nitager został rolnikiem

     W tym roku wywiesiłem na balkonie flagę.

     No, bez przesady. Chorągiewkę!

     Zwykle tego nie robię. Nie z powodu poglądów, czy chęci stawania okoniem. Nie dlatego, żeby nie być kojarzonym z częścią społeczeństwa, które właśnie z machania flagami uczyniła sens swojego istnienia, a z którą trudno mi się zgodzić. Nie dlatego, że uważam państwo narodowe za coś, co powoli przechodzi do lamusa historii, jakkolwiek będzie tam tkwiło na honorowym miejscu. Nawet nie dlatego nawet, że mi się nie chce, choć to bardzo poważny argument dla wielu spraw.

     Powodem jest fakt, że o wywieszeniu flagi przypominam sobie najczęściej w święto, kiedy tę flagę należy wywiesić, a samej flagi nie posiadam. Kupić już nie ma gdzie. Zwykle wtedy oblewam się rumieńcem, bąkam pod nosem coś, że niby tyle obowiązków na głowie, potem wyrzucam sobie, że powinienem zrobić to już dawno, trochę pomarudzę, a następnie pochłania mnie szał sprzątania, bo święto to jedyny dzień, kiedy mam dość czasu, aby doprowadzić mieszkanie do gruntownego porządku.

     Ale w tym roku było inaczej. A powodem był Pomysł.

     Ale po kolei.

     Jestem właścicielem niedużego ogródka działkowego. Ot kilka grządek, budka na narzędzia, trawnik, żeby było gdzie grillować i żeby dzieci miały gdzie pobiegać, kilka drzew owocowych, kilka krzaczków agrestu, porzeczek i pigwowca, dwa krzaczki winorośli. Nic wielkiego. W tym roku minie już piętnaście lat, od kiedy stałem się posiadaczem owej nieruchomości. Nie byłem nigdy nastawiony na jakieś poważne uprawy - to miała być działka rekreacyjna. Ale kilka grządek nie zaszkodzi. Zawsze, co swoje, to swoje. Ogórki, pomidory, zioła na przyprawy, rzodkiewki, trochę kalarepki, sałaty, trochę kwiatów...

     Otóż, raz do roku, jesienią, gdy na działkach wolno już rozpalać ogniska, zawsze brakuje mi jednego elementu - pieczonych ziemniaków. Nadmieniam tu, że na co dzień ziemniaków nie jadam. Do mięsa wolę przygryzać chleb. Ale te z ogniska to wyjątek. Spieczone, z czarną jak węgiel skorupką, parzące dłonie i wargi, a do tego jeszcze masełko czosnkowe - pycha! Więc gdy pewnego, wiosennego dnia Koleżanka Małżonka wyciągnęła mnie w sobotę, o absolutnie nieludzkiej, porannej godzinie, na jarmark, stojąc przy straganie z warzywami, poczułem pukanie w głowę.

     - Dzień dobry, czy można? - spytał Pomysł.

     - Proszę bardzo - odpowiedziałem uprzejmie.

     Pomysł ostrożnie uniósł czerep i niezgrabnie wgramolił się do środka. Pokrywka trochę mu się źle ustawiła, więc kilkakrotnie próbował ją zatrzasnąć, zanim mu się to wreszcie udało. A i tak musiałem po nim poprawić. Pomysł rozsiadł się wygodnie, ziewnął, podrapał się po brzuchu, mlasnął kilka razy, po czym zabrał się do pracy. Chwycił dźwignie, oparł nogi na orczyku, przekręcił kluczyk, dał booster na full i szybko zaczął się rozpędzać.

      Skutkiem jego działań, oprócz normalnych warzyw, przeznaczonych do spożycia, kupiłem jeszcze dwa kilo sadzeniaków.

     Koleżanka Małżonka nadąsała się. Stwierdziła, że Pomysł jest głupi. Pomysł, słysząc to, poczuł się bardzo dotknięty, a nawet zdenerwowany. Już zaczął podwijać rękawy i gramolić się na zewnątrz, a jego mina nie wróżyła niczego dobrego, ale nacisnąłem czapkę na głowę i nie dałem mu wyjść.

     Jeszcze tego samego dnia wybrałem niedużą grządkę i zasadziłem na niej ziemniaki.

     Nie miałem pojęcia, jak to się robi. Tymi kiełkami w górę, czy w dół? Jak gęsto to się sadzi? Jak głęboko? W końcu, posadziłem je tak, jak mi się wydawało, że ma być. O tym, że można było to wszystko przedtem sprawdzić u wujka Google'a pomyślałem dopiero, gdy już myłem ręce po robocie. Sprawdziłem później. Okazało się, że posadziłem je trochę za gęsto, ale poza tym dobrze. Ma się to wyczucie we krwi! Przecież moi pradziadowie byli rolnikami! Chyba... Tak myślę... Pogrzebałem w pamięci. Stolarz, policjant, bankier... O czwartym nie wiedziałem nic, poza tym, że mieszkał w mieście. No, ale prapradziadowie na pewno! Przynajmniej jeden. Wprawdzie nie wiedziałem o nich absolutnie niczego, ale biorąc pod uwagę, że prapradziadów człowiek ma aż ośmiu, a połowa ludności w tych czasach parała się rolnictwem, nie ma siły, statystycznie jestem chłopem pełną gębą. Zresztą, skąd inaczej wiedziałbym, jak to zrobić?

     Poczułem się dumny z siebie i swoich chłopskich korzeni. Oto ja, sól ziemi, karmiciel narodu i jego zdrowa siła! I ostoja wszelkich tradycyjnych wartości i polskości!

     Podrapałem się w głowę. Zgodnie z tą logiką, wypadałoby tu jakąś kapliczkę z Matką Boską postawić, albo chociaż krzyż, księdza dobrodzieja o poświęcenie poprosić, cielę mu oddać w ofierze... No, ale w końcu, statystycznie jestem tylko w połowie chłopem, więc część tradycji można chyba pominąć.

     Zacząłem obliczać, ile dostanę w ramach dopłaty z Unii. Wiele nie wyszło, bo grządka cztery metry na półtora, ale choćby to pół grosza miało być, nie podaruję! Narodziła się we mnie chłopska zawziętość. Chłop żywemu nie przepuści! Cudzego nie bierz, ale swojego strzeż jak oka w głowie!
Pochowałem narzędzia i wsiadłem na rower, kierując się w stronę sklepu obuwniczego. Miałem nadzieję, że mają tam gumofilce. Niestety było już zamknięte.

     Za to pierwszego maja popukałem się w głowę - przecież mus flagę wywiesić! To tradycja! A ja, polski rolnik, miałbym nie wywiesić chorągwi? Jak jakiś lewak, albo inny genderowiec? Tylko skąd ja teraz flagę wezmę?

     - Mały, masz jeszcze tę chorągiewkę z Euro 2012?

     - Uhmmm - mruknął Młodszy syn.

     - Dawaj, flagę będziemy wieszać!

      Chorągiewka nie była duża, ale przecież rozmiar nie ma znaczenia, jak twierdzą kulturalne i uprzejme kobiety. Powiesiliśmy ją uroczyście i z honorami. A za rok będę miał prawdziwą flagę! Zresztą, co będę czekał cały rok? Przecież jeszcze w tym roku będzie okazja! Muszę kupić sobie pełnowymiarową flagę i odtąd będę ja wywieszał w każde święto państwowe. Nie wypada mi inaczej - mnie, chłopu, rolnikowi, nosicielowi tradycji i narodowej tożsamości.

     Chłop potęgą jest i basta!

     Wie ktoś, z której listy startuje PSL?

     Koleżanka Małżonka popatrzyła na mnie znad okularów.

     - Może na początek spróbujesz nauczyć się prowadzić samochód z przyczepką? Jeśli już nie traktor?

     Ech kobiety... Zawsze wbiją człowiekowi szpilę tam, gdzie najbardziej boli.

24 komentarze:

  1. W dzisiejszym sporze: OFE czy ZUS ja bez grama wątpliwości wybrałbym KRUS...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A składki do KRUS płaci się od hektara? Jeśli tak, to ja bardzo chętnie! 4 x 1,5 m - to składka mi wyjdzie groszowa.

      Usuń
  2. Jak Ty Chłop, to ja Baba, ale mniejsza :) z moją sałatą i pomidorkami w skrzynkach na balkonie :D też za gęsto posiałam, będę musiała rozsadzać. I pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak między nami, rolnikami - czy nie należy nam się przypadkiem tańsze paliwo? Przecież te pomidory to trzeba opryskać, przeciw tej, no... jak to sie zwie... zarazie pomidorowej, czy jakoś tak...

      Usuń
    2. Paliwo, niższe podatki, albo może i wcale? Oraz ulga na zakup materiałów, odliczenia od podatku i.... w ogóle niech nam za to płacą! O!

      Usuń
    3. A w ogóle, to Państwo powinno zakontraktować te ziemniaki, zapewnić zbyt (cena minimalna na poziomie 5 Euro / kg) i najlepiej jeszcze odebrać własnym transportem. Właściwie, dlaczego ja sam, za swoje musiałem kupić sadzeniaki?

      Usuń
  3. A ja nie pomyślałam i nic nie posadziłam, ani pół ziemniaka. Nawet pestki z brzoskwini nie wepchnęłam do doniczki. Taki ze mnie mieszczuch ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi - wystarczy, że w doniczce wyhodujesz chwasty. Jeśli to hodowla ekologiczna, znaczy bez chemii, to dopłata i tak się należy. A chwasty można użyć jako paszy dla królików. A jeśli nie będa chciały jeść, to już ich problem. Niech nie jedzą! Nie Ty będziesz głodna!

      Usuń
  4. no proszę proszę, co to ja tu czytam .. to ja już teraz wiem, czemu Ciebie tak długo tu nie było... powiem tak, i dopłaty, i tańsze paliwo, i składki do KRUS-u, normalnie same korzyści... chociaż, powiem tak, żeby być pełnoprawnym rolnikiem to niestety trzeba mieć ponad hektar ziemi, ale co to dla Ciebie, możesz skupić okoliczne działki... :) aaaa, tylko na stonkę uważaj... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stonka? A, to ta biedronka w piżamie? Mówisz, że taka groźna? A wygląda, jakby dopiero co z łóżka wstała!
      Może i hektara nie mam, ale ziemniaki są gęsto posadzone, czyli tak, jakbym miał! I tej wersji będę się trzymał.

      Usuń
    2. nigdy nie lekceważ kobiety (a stonka to rodzaj żeński..), która dopiero wstała z łóżka ... :))))))

      Usuń
    3. Takie lubię najbardziej ;)

      Usuń
  5. Obojetnie ile I co rosnie zycze duzych I smacznych plonow a takze wpraszam sie na dozynkowe koktajle:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właściwie, to kiedy się to-to wykopuje? Na wykopki jeździliśmy kiedyś chyba w końcu września, ale to już tak dawno było, że nie pamiętam.

      Usuń
  6. Witaj :)
    Brawo, a może kiedyś zaprosisz na oblanie plonów :) Twój miód pitny kiedy gotów będzie?:)
    Pozdrawiam mile z uśmiechem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miód chyba już gotów, ale jakoś ochota na niego przeszła. Za słodki wyszedł, a ja za słodkimi nie przepadam.
      Oblewanie plonów to miła sprawa i gdyby nie moja obsesja na punkcie anonimowości, oraz żelazna zasada niemieszania światów, na pewno czułbym się zaszczycony, gdybyś raczyła trącić się ze mną pucharem. Zresztą, czy odległość dzisiaj cokolwiek znaczy?

      Usuń
  7. Posadziłam ziemniaki na jednej grządce. :) A poza tym wysiałam marchewkę i sałatę na drugiej. Po co mnie ta marchewka to nie wiem, bo i tak kupuję na zimę z ekologicznych upraw, ale będzie do jakowyś zup latem. :) Niewielka ta działka i u mnie, ale oczy i serce cieszy, kwiatem i drzewkiem.. A bażanty odwiedzają Twoją działkę? U nas główną alejką spacerkiem nie śpiesząc się, wędruje taki ognisty ptak ze śmiesznymi "uszami" a szara kurka potrafi przycupnąć metr od człowieka i prawie bym ją nadepnęła ale z wrzaskiem uciekła. Tyle radości tak mało i tak dużo jednocześnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Dadźboga, czego u mnie na działce nie było! Bażant zawsze na posterunku, aczkolwiek jedynie go słychać, a nie widać, bo zwykle kroczy w gęstwinach za płotem. Kilka razy miałem najprawdziwszą sarnę, dla której mój płot to zaledwie nic nie znacząca przeszkoda - brała go z miejsca. Zajęcy nie zliczę - chociaż te głównie zimą. Za to pod altanką norę urządził sobie swego czasu lis. A właściwie lisiczka z małymi. Gdy przyjechaliśmy kiedyś na cały dzień, lisiczka się wypłoszyła, ale już po południu małe zaczęły najprawdziwiej w świecie płakać pod podłogą. Płakały tak żałośnie, że zwinęliśmy się czym prędzej, żeby matka mogła je nakarmić i przenieść w inne miejsce.
      Dużo radości daje - przyznaję bez cienia ironii. A najbardziej cieszą mnie motyle - zwłaszcza, że mój ogródek umiłował sobie piękny paź żeglarz.

      Usuń
  8. E tam, lepiej mieć staw z ryboma i kota a co.kot Ci zalatwi karpia za 500 eu np...Złowi ,bo zwierze łowne jest...Moja znajoma Holenderka tez jakieś kartofle sadziła. Trudno je było obrać.Na prawdę. O czymś takim jak smażenie kartofli nad ogniskiem pewnie nie słyszeli. Uhhmm
    Przypominam sobie dawne czasy, kiedy człowiek nie dość ,że na patyku coś tam piekł nad ogniem ,to jeszcze w specjalnym ,żeliwnym garnku robił smażonkę z kartofli,darniny i troszku kiełbaski. Czujesz ten smak??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazywaliśmy to babrocha. Pyszne to było. Do tego dobre piwo i wygodny leżak, bo nic się już nikomu potem robić nie chciało ;)

      Usuń
  9. Jestem zachwycony Twoją metamorfozą. PSL żywi i broni. Zapewniłeś już rodzinie samowystarczalność żywnościową, jeszcze jakaś broń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Broni u nas dostatek. Wprawdzie zasilana plastikowymi kulkami, ale przecież duchem wroga się zwycięża, nie orężem.

      Usuń
  10. Nie zapomnij sie do krusu zapisać ;p

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj tam, oj tam, zaraz "szpile wbijać"... Kobiety po prostu dbają o każdy, pozornie nieważny, szczegół. Skoro odkryłeś w sobie wsi(owy) zew, to trzeba było wskazać te niezbędne elementy, które pozwolą na ten zew odpowiedzieć ;))
    PS. Były na jesień swojskie pyrki z rusztu? :)

    OdpowiedzUsuń