Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Pomocna dłoń

     Jestem najgorszym możliwym kandydatem na lekarza, czy ratownika.

     Robi mi się słabo na widok najmniejszej ranki. Gdybym miał komuś udzielić pierwszej pomocy, ktoś najpierw musiałby jej udzielić mnie.

     No cóż, każdy ma jakieś wady. Ja przynajmniej jestem ich świadom. To z tego powodu nie zostałem żołnierzem. Może kule świstające mi przy uchu dałbym radę znieść, ale gdyby przypadkiem trafiła ona kogoś w zasięgu mojego wzroku i ujrzałbym jego krew, albo jeszcze coś gorszego, myślę, że padłbym nieprzytomny ułamek sekundy po nim.

     Dlatego nie byłem zachwycony, gdy wysokie kierownictwo skierowało mnie, wraz z kilkoma innymi osobami z działu, na krótki kurs pierwszej pomocy.

     Prowadził je doświadczony ratownik, co było niewątpliwym plusem. A zarazem minusem, bo on mówił o rzeczach dla siebie zwyczajnych, ale dla mnie wręcz szokujących. Gdy wyświetlał slajdy, zaciskałem powieki ze wszystkich sił. Nie mogłem patrzeć na wylewające się wnętrzności, urwane ręce, czy poparzoną skórę.
    
     Mniej więcej w połowie kursu stanowiłem niezbity dowód na to, że jestem przedstawicielem rasy białej - najgorszy i najbardziej wybredny rasista nie mógłby mi niczego zarzucić. Pod koniec kursu podobno wystarczyło uważnie się przyjrzeć, a można było dostrzec przeze mnie tych, co siedzieli za mną.

     Mimo iż przez większość czasu skupiałem się na tym, aby nie stać się towarzystwem dla ćwiczebnego manekina, uważam, że kurs ten był mi bardzo potrzebny. Teraz mam ogromną motywację, by nie trafić do szpitala. Jeżdżę o połowę wolniej, uważnie rozglądam się na ulicy i zawsze stosuję się do przepisów BHP. Wszystko po to, by nie trafić do szpitala i nie widzieć tego, co mnie tak przeraża.

     No, muszę przyznać, że dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy.

     Jestem z pokolenia, które miało w szkole Przysposobienie Obronne - coś niecoś wiec o tym wiedziałem. Ale okazało się, że co innego teoria, z co innego praktyka z punktu widzenia doświadczonego ratownika.

     Na przykład, nigdy nie uczono mnie, że człowiek, któremu udzielam pomocy, może być wobec mnie agresywny. A tu okazuje się, że może być pijany, pod wpływem narkotyków, lub po prostu w szoku - i może mnie zaatakować. Ratownik pokazał, w jaki sposób należy przy nim klęknąć, by nie był w stanie skutecznie nas zaatakować - niestety, bez obrazków nie dam rady tego pokazać.

     Uczono mnie metod sztucznego oddychania - ale nie wiedziałem, że najważniejszy jest masaż serca i ze sztucznego oddychania można w zasadzie zrezygnować, jeśli nie dajemy rady, lub ograniczyć się do dwóch wdechów na kilkadziesiąt uciśnięć.

     Uczono mnie, jak zakładać opatrunki - myślę, że radzę sobie z tym całkiem nieźle. Przynajmniej na manekinach, gdy nie widzę krwi. Ale nigdy nie uczono mnie sporządzania opatrunków z tego, co mamy pod ręką - koszulka, kamień, worek na śmieci, opakowanie po chusteczkach higienicznych, taśma klejąca, pasek od spodni... Ratownik pogotowia też nie zawsze ma pod ręką opatrunki - przecież wypadek może zdarzyć się wszędzie, nawet wtedy, gdy jest z rodziną w hipermarkecie.

     No i motywacja! 99% skuteczności to motywacja. Człowieku, NIE BÓJ SIĘ udzielić pierwszej pomocy! Boisz się, że jeszcze bardziej mu zaszkodzisz? Człowieku, on bez Twojej pomocy już jest na pół martwy! Zanim przybędzie ambulans, umrze na pewno. Nie jesteś w stanie mu zaszkodzić bardziej. Sprawdź, czy oddycha, przyłóż mu ucho do ust, obserwuj, czy porusza mu się klatka piersiowa. Jeśli nie, natychmiast rozpocznij masaż serca. Ma obrażenia wewnętrzne? Może i ma - ale bez masażu serca umrze na pewno!

     Wbito mi to do głowy tak skutecznie, że w razie czego chyba będę wiedział, co robić. Tylko mam nadzieję, że nie będę musiał... Nigdy...


15 komentarzy:

  1. Zdarzyła mi się dwa razy sytuacja próby ratowania życia. Niestety nieudana. Ale za każdym razem byłem tam za późno. Gapie wzywali pogotowie i... czekali na jego przyjazd. Masaż serca i wdechy (w jednym przypadku przez szalik, w drugim przez chusteczkę, trzeba sobie jakoś poradzić z odruchem przy "usta-usta") robiłem do przyjazdu pomocy, która też nie pomogła niestety. Ale ileś czasu bez żadnych prób ratunku, upłynęło. Jeden, to starszy mężczyzna, drugi 28. letni chłopak. Nie bójmy się, nie zaszkodzimy w żaden sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje gratulacje - zachowałaś się jak należało. Ja na razie mam gębę pełną szczytnych haseł - ale w skytości ducha mam nadzieję, że tak pozostanie. Ne wiem, jak bym się zachował w przypadku prawdziwej konieczności. Pewnie, zamiast jednego ratownika, byłobyb potrzebnych dwóch - jeden do mnie.

      Usuń
    2. Jestem byłym strażakiem. Może to ślubowanie, które kiedyś składałem daje taki impuls do działania? Tego młodego chłopaka zastałem leżącego na korytarzu (zasłabł), już w cywilnej firmie. Jego koledzy wezwali pogotowie i ...czekali. Zostawił żonę i maleńkie dziecko. Podczas służby widziałem wiele. Był też przypadek, gdy po przyjeździe pogotowia, na widok urwanej nogi, zemdlał lekarz. I sanitariusz (to było dawno, karetka Fiat) opanował sytuację, ratując obydwóch. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Oj, jak ja rozumiem tego lekarza!

      Usuń
  2. Jestem tez zdania Ot,ja. Co prawda - jeszcze nigdy nie musialam, i obym nie musiala . Uwazam jednak ,ze takie szkolenia sa niezwykle potrzebne - przynajmniej teoretyczna wiedze sie zdobywa bez wzgledu na to,czy ktos dobrze znosi widok krwi,czy tez nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie do perfekcji opanowałem tylko panikowanie i wzywanie pomocy.

      Usuń
  3. Przypomniała mi się historia, gdy mój dobry kumpel zaprowadził syna do szpitala, by mu założyli szwy na głowę. W pewnym momencie pielęgniarka wzięła od niego dziecko i powiedziała:
    -A pan niech natychmiast usiądzie.
    Usiadł i nie pamięta, co było dalej. Na widok ogolonej rany syna zaczął tracić przytomność, choć nie zdawał sobie z tego sprawy- na szczęście pielęgniarka się w porę zorientowała, co się święci.
    Prywatnie ubolewam, że pierwsza pomoc nie jest częścią szkolnej nauki biologii. W ogóle zupełnie inaczej widziałbym edukację biologiczną na poziomie edukacji ogólnokształcącej- chyba Ministerstwo Edukacji Narodowej po wysłuchaniu moich postulatów, wezwałoby pielęgniarza, który by mi założył kaftan i kazał czekać na przybycie egzorcysty i psychiatry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy w szkołach jest jeszcze PO - to była całkiem niezła lekcja radzenia sobie w krytycznych sytuacjach. Pomijam to, na co kładło się nacisk - broń ABC, czy polityczne podziały na świecie. Ale nauczyłem się tam nakładać opatrunki, ratować tonących, zachowania w czasie epidemii, czy poługiwania busolą. To może się przydać!

      Usuń
  4. Nie należę do tych, którzy lecą popatrzeć, gdy się wydarzy jakaś masakra, ale jeśli muszę to zrobię co należy.Nabrałam wielkiej wprawy w robieniu zastrzyków (domięśniowych i podskórnych) i opatrywaniu ran, dzięki mojemu ślubnemu, któremu z powodu brania leków rozrzedzających krew, najdrobniejszy uraz skóry zamienia się w sekundę w ogromną ,krwawą ranę. Poza tym robiłam za pomoc medyczną u znajomego weterynarza, gdy mój psiak wymagał małych zabiegów chirurgicznych. Bardzo żałowałam, że mnie uśpili ostatnio do operacji laparoskopowej - bardzo chciałam obejrzeć to na monitorze. No ale oglądałam w TV cudze takie i różne inne operacje. Mam wrażenie, że gdy dobrze zrozumiesz, że Twoja słabość może komuś skrócić życie i na tym się skoncentrujesz, bez trudu udzielisz pomocy. Najwyżej potem zwymiotujesz lub uprzejmie zemdlejesz.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobiety są silniejsze pod tym względem. Pewnie dlatego, że są mniejsze ;) Zgodnie z prawem Jamesa Harriota - szkockiego weterynarza - najprędzej mdleje największy facet. Dlatego, jeśli potrzebował pomocy przy jakimś zabiegu, zawsze prosił o to najmniejszego z obecnych.

      Usuń
  5. Nie miałam okazji pomocy udzielać. Zdziwiło mnie natomiast, jak się od czasów mej młodości zmieniły sposoby! Bo tuż przed emeryturą przyszło szkolenie z pierwszej pomocy. Zupełnie inaczej teraz przy oparzeniach, podtopieniach i zawałach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też na razie kończyło się na nałożeniu dziecku plastra, albo psiknięciu pianką przeciwoparzeniową. Oby tak pozostało!

      Usuń
  6. A kogo to obchodzi dziadku?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zbytnio nie będę Ci tych przeżyć współczuć, bo ja chciałam swego czasu byc pielęgniarką i to najlepiej na pogotowiu. :) ale taki kurs fachowy to świetna sprawa. my mamy w pracy co jakiś czas doszkalania, ale na pewno nie ma porównania z tym, co Ty miałes, widze po Twoim opisie... a szkoda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Jesteś wampirem i lubisz krew. Jasne! Spoko, tolerancja to moje drugie imię. Nie mam nic do wampirów - przynajmniej dopóki się do mnie nie dobierają.

      Usuń