Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 30 lipca 2013

O nienaprawianiu świata

     Widziałem kiedyś w TV film o plantacji bananów. Zdziwiło mnie wiele rzeczy, które tam widziałem, ale jedna bardzo mnie zasmuciła. Były to nieludzkie warunki, w jakich pracowali ci ludzie, za kilka nędznych groszy, w upale, na boso, raniąc sobie nogi o ostre łodygi, bez żadnych dodatkowych świadczeń. A gdy ktoś nie wytrzymał i mdlał, brało się następnego, bez żadnych ceregieli. Tylko bata w rękach zarządcy brakowało – zresztą zarządca też zabiedzony i ciężko pracujący, karany za każde „zmniejszenie produkcji”. Pomyślałem sobie, jak szczęśliwy jest mój los, zwłaszcza że była to sobota, a ja wyspany, wypoczęty, najedzony, popijam sobie aromatyczną, świeżo zmieloną i zaparzoną kawę.

     Ta kawa zaczęła z lekka parzyć mnie w język. Uzmysłowiłem sobie bowiem, że wprawdzie banany jem niezmiernie rzadko, ale za to kawy piję całkiem sporo. A warunki na plantacji kawy z pewnością nie są lepsze, niż w bananiarni, bananowni, czy jak to się tam nazywa. I właśnie w okrutny sposób korzystam z nieludzkiego trudu biednych robotników, nierzadko dzieci, które w pocie czoła muszą zarabiać nędzne grosze, bez nadziei na poprawę swojego losu. Przeraziła mnie własna podłość!
    
     Odstawiłem kawę na podstawek i zmarszczyłem brwi w wielkim umysłowym wysiłku. Czy istnieje jakiś sposób, abym mógł poprawić ich los? Czy naprawianie świata jest możliwe?

     Pierwsze skojarzenie było najprostsze – pijąc kawę, wspomagam koncerny, wykorzystujące bezlitośnie tanią siłę roboczą. Może więc trzeba przestać pić kawę? I namówić do tego wielu innych ludzi, którym nieobojętny jest los biednych robotników, gdzieś tam w amazońskiej puszczy? Skoro potrafiły się zawiązać ruchy solidarności z Ukrainą, domagające się intronizacji Jezusa, czy w obronie przed nikim nie zagrożonej telewizji Trwam, to bez trudu da się chyba stworzyć ruch obrońców praw człowieka!

     W tym momencie, pod kopułą czaszki uruchomił mi się program „symulacja”. Oczami wyobraźni ujrzałem skutki takiego działania.

     Mniejszy popyt oznacza mniejszą sprzedaż i mniejsze zyski koncernów – to oczywiste. Ale na grubym, zarozumiałym właścicielu plantacji, palącemu cygara wielkości kiełbasy, obłapiającym obleśnymi łapskami co młodsze dziewczyny i bez zmrużenia okiem skazującym skarżącego się pracownika na bezrobocie i głód, nie kończy się ta ścieżka. Ona idzie dalej – do zabiedzonego zarządcy, osamotnionego, bo naciskanego za jednej strony, znienawidzonego z drugiej. Ona idzie do tych robotników, którzy ledwo zipiąc próbują zarobić parę groszy. Co się stanie, jeśli zakręcimy właścicielowi kurek?

     Otóż, otworzy on pudełko z cygarami, wybierze sobie jedno z nich, pozachwyca się jego aromatem, poda służącemu do przycięcia, po czym przyjmie ogień o d usłużnego lokaja, pociągnie, wydobędzie z siebie kilka kłębów dymu i grubym paluchem, z którego nie da się już bez chirurgicznej interwencji zdjąć żadnego z pierścieni, wskaże kilkudziesięciu ludzi, których każe wyprowadzić za bramę i więcej nie wpuszczać. Oczywiście, nie płacąc im. Sam zaś pokalkuluje trochę, policzy, o ile musi obniżyć uposażenie pozostałych i oświadczy im to osobiście, popijając zimne mojito, pod parasolem i podtrzymywanym przez trzy indiańskie piękności. Przymusu nie ma – kto się nie zgadza, niech po prostu wyjdzie! Ale ta praca jest jedynym możliwym źródłem zarobku w okolicy… Ewentualnie, gdy zyski za mocno spadną, przedsiębiorca oleje plantację kawy i przerzuci się na kokainę.

     Nie, tędy się nie da. Trzeba pokombinować inaczej!

     Może trzeba z drugiej strony? Ot, ogólnoświatowa kampania na temat poprawy warunków pracy w trzecim świecie? Może apele do rządów państw afrykańskich i południowoamerykańskich? Poparte odpowiednimi argumentami, z siłami zbrojnymi włącznie? Gdyby to było przed wyborami, może dałoby się namówić rządy europejskie, czy amerykańskie? Trzeba domagać się głośno poprawy warunków pracy! Trzeba im zagwarantować godną pracę, płatne urlopy, odprowadzanie składek na ubezpieczenie zdrowotne, odzież ochronną, ośmiogodzinny dzień pracy, przerwę na lunch w czasie największego upału i oczywiście całkowity zakaz zatrudniania dzieci!

     I znowu program symulacja.exe…

     Tym razem wyobraźnia pokazała mi zadłużone plantacje, ledwo wiążące koniec z końcem. Właściciel bardzo schudł, zaczął z szacunkiem odnosić się do podwładnych, a nawet przestał molestować co młodsze pracownice. No, tu już mamy rządowe regulacje, nie każdego urzędnika dało się przekupić, zwłaszcza, że ONZ rozciągnęła nadzór. Musiał trochę spuścić z tonu. Czyli osiągnęliśmy cel? No, nie bardzo… Bo po opłaceniu wszystkich wymaganych świadczeń, aby w ogóle utrzymać plantację, nie mówiąc już o jakimkolwiek zysku, był zmuszony podnieść cenę kawy tak, że finalny produkt kosztuje 120 zł za paczkę. Kawa stała się towarem luksusowym, kupowanym jedynie od wielkiego święta. Skończyło się codzienne popijanie kawy! Ludność Europy przekonuje się wzajemnie, że kawa zbożowa wcale nie jest taka zła, w dodatku kampania reklamowa, z udziałem celebrytów przekonuje ich, że zbożówka może być napojem eleganckim i godnym polecenia. Zawiązał się nawet obywatelski ruch do spraw przywrócenia należnego zbożówce miejsca w europejskim menu. "Wiemy, co pijemy!" widnieje na transparentach, w czasie demonstracji, domagającej się regulacji, w myśl której każda kawiarnia ma obowiązek oferować również kawę zbożową. Pojawiają się nowe odmiany: z większą, lub mniejszą domieszką żołędzi, a nawet – ale to już tylko te droższe gatunki – ze śladowymi ilościami prawdziwej kawy! Rolnicy, początkowo zacierający ręce, potem,jak zwykle, zaczynają protestować, gdy okazuje się, że zboże z przeznaczeniem do palarni, ma specyficzne wymagania i rzadko które je spełnia. Popyt na prawdziwą kawę spada drastycznie. Zadowoleni i wypoczęci pracownicy plantacji kawowej coraz częściej przychodzą do domu ze spuszczoną głową – kolejne przedsiębiorstwo zbankrutowało i zwolniło wszystkich pracowników. Bieda zagląda w oczy coraz większej liczbie ludzi. Po krótkotrwałej poprawie, następuje jeszcze większa katastrofa…

     Potrząsnąłem głową. Czyżby nie dało się w żaden sposób poprawić bytu tych ludzi?

     I z osłupieniem stwierdziłem, że najlepsza rzecz, jaką mogę dla nich zrobić, to wypić tę kawę do końca… 


26 komentarzy:

  1. Świata się już nigdy nie naprawi. Został tak okropnie zepsuty, że nie możemy już niczego zrobić.Chyba tylko nadal pić tę kawę, albo jeśc te banany.
    Z pewnością wiesz jak ciężko pracują małe dzieci w krajach latynoamerykańskich.?
    Bywam u Ciebie od dawna, ale tylko raz albo dwa razy zostawiłam komentarz.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem kilka reportaży na temat pracy dzieci. Zatrudnia się ich chętniej, mniej się im płaci i w razie czego wiadomo, że dziecko się nie postawi, bo inaczej oberwie. Czy wszędzie jest tak samo? Pewnie nie, aczkolwiek różnice chyba nie sa jakieś drastyczne. Żeby było dziwniej, ci, którzy uprawiają i dostarczają kokę dla kokainowych gangów, klepią straszną biedę. Obławiaja się wyłącznie pośrednicy i to tylko niektórzy.

      Usuń
    2. Tak samo, albo jeszcze gorzej jest w Afryce. Na przykład w Nigerii,która "stoi na ropie" wzbogacają się tylko wielkie koncerny paliwowe. Robotnicy żyją w nędzy./wiem to od kogoś kto był w Nigerii niedawno/
      Potrzebny by był jakiś ogólnoświatowy przewrót.
      Tylko nie chciałabym zahaczać o politykę i być źle zrozumiana.
      Mieliśmy już z resztą różne rewolucje i... wiadomo jak to się skończyło.
      Już Kapuściński mówił/pisał przecież, że kontrasty między najbiedniejszymi a najbogatszymi na naszej planecie pogłębiają się.

      Usuń
    3. Bo smutna i trudna do przełknięcia prawda brzmi tak: żeby powstało cokolwiek dobrego, bogaty musi się na tym wzbogacić jeszcze bardzej. A praca, płaca i rozwój regionów jest bardzo pożądanym, ale jednak tylko ubocznym skutkiem jego działalnosci. I tego nie da się zmienić żadnym przewrotem, ani żadnymi regulacjami, bo to właśnie jest siłą napędzającą każdą gospodarkę.

      Usuń
  2. Vulpian de Noulancourt30 lipca 2013 14:00

    Globalne ocieplenie umożliwi uprawę roślin tropikalnych na południu UE. Już teraz istnieją plantacje bananów we wschodniej części Krety. Dzisiaj jeszcze niewielkie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie zasadnicze: po ile za kilogram?

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt31 lipca 2013 18:14

      Na razie jeszcze niezbyt opłacalne. Ale jak na polach pojawią się gazele, w lesie małpy, a w wodach krokodyle - to i cena europejskich bananów stanie się odpowiednia. Bo też oczekuję porządnego ocieplenia, a nie tam jakiegoś nic nie wartego.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. No, niestety, mam złe nowiny - globalne ocieplenie to będzie ogólnie na świecie, w bilansie całkowitym. Dla Europy oznacza to, niestety, OCHŁODZENIE klimatu, na skutek osłabienia Golfstromu :(

      Usuń
    4. Vulpian de Noulancourt1 sierpnia 2013 08:59

      1. A ja naiwnie liczyłem na żyrafy za oknem. Czuję sie po raz kolejny oszukany.
      2. No i, skoro tak, wycofuję moje bananowe wizje. Nie da się ich teraz obronić.
      3. Za to powinno się utworzyć jakąś europejską partię podnoszenia temperatury, żeby nie musieć w kożuchach chodzić przez cały rok. Każdy świadomy obywatel UE wytwarza więcej CO2 dla zapewnienia lepszej przyszłości swoim dzieciom!
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Ad 1. Może to i lepiej - tam gdzie żyrafy, zwykle pojawiają się też lwy, gepardy, hieny likaony i krokodyle.
      Ad 2. Zawsze pozostają szklarnie, albo babanowce w wersji bonsai.
      Ad 3. Popieram całym sercem! Może nawet nie tyle partię podnoszenia temperatury, co partię ograniczenia zimy do 1 miesiąca - trochę na Boże NArodzenie i reszta na zimowe ferie, żeby sobie dzieciarnia na sankach pozjeżdżała.

      Usuń
  3. Problem polega na tym, że nie wiadomo, co jest pomocą, a co nie. Nie tak dawno temu była głośna sprawa biednych afrykańskich państw (bodajże Malawi, Mozambiku, Zambii, Zimbabwe, Suazi i Lesoto), które odmówiły przyjęcia amerykańskiej pomocy żywnościowej. Powód był taki, że ludność zamiast kupować żywność od rodzimych rolników czekała na gratisy od Amerykanów, przez co rodzimi rolnicy bankrutowali.
    W państwach afrykańskich mamy zaklęty krąg: ze względu na szalejące tam wojny plemienne i religijne oraz wysoką przestępczość, każdy inwestor musi płacić krocie na ochronę i ubezpieczenie. Siłą rzeczy, na wynagrodzenia robotników pozostaje mniej pieniędzy. Owszem, afrykańskie rolnictwo mogłoby sprzedawać towar po wyższej cenie, gdyby nie dofinansowanie europejskiego i amerykańskiego (obu Ameryk) rolnictwa przez rządy państw rozwiniętych. Spróbuj zabrać dofinansowanie chłopu- wiesz, co się stanie! Poza tym nie byłoby to roztropne z innego powodu: bezpieczeństwa żywnościowego. Pozostają powolne zmiany, ale one możliwe są tylko tam, gdzie nie ma wojny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pamiętam, czytałem kiedyś o tym. Brzmi to strasznie. Mnie wyobraźnia natychmiast podsuwa pod oczy obraz głodnych, małych dzieci.
      Jeśli chodzi o pomoc głodującym w Afryce - wybacz, że nie pamiętam szczegółów, ale to było bardzo dawno temu - widziałem kiedyś reportaż o brytyjskich zrzutach zboża i współpracy z polskim lotnictwem. Polskie śmigłowce najpierw szukały odpowiedniego miejsca, lądowały i załoga sprawdzała warunki. Jeśli wszystko było ok, dawali namiary Brytyjczykom, a ci, potężnymi transportowcami przelatywali lotem koszącym nad takim miejscem, nisko nad ziemią i zrzucali skrzynki ze zbożem. Załogi polskich śmigłowców wspominały potem, że musiały czekać na dole, aż zrzut się nie skończy i wtedy był regulaminowy czas posiłku, ale nikt nie jadł, bo nikt nie mógł nic przełknąć, patrząc na tych zabiedzonych ludzi. Otaczali ich kręgiem, zaraz po wylądowaniu i nieopuszczali do samego końca. Bywało, że skrzynka pękła i zboże się wysypało - ludzie pracowicie wybierali je z trawy, co do jednego.
      I to działo się w kraju, ogarniętym wojną, w którym do tych ludzi strzelano z samolotów, i spuszczano na nich bomby. Ktoś spytał ich, dlaczego nie boją sie polskich żołnierzy, albo dlaczego nie uciekają na widok brytyjskich transportowców. Nie pamiętam już dokładnie, gdzie to było, ani jakie państwa brały udział w tej wojnie, ale odpowiedź tubylców mnie zaskoczyła. Otóż, nauczyli się odczytywać znaki rozpoznawcze. Wiedzieli już, że jesli śmigłowiec ma namalowaną biało-czerwoną szachownicę, a samolot brytyjskie kółka, to to jest "dobry samolot, który daje jeść".
      Ewenementem był fakt, że to działo się jakieś 30 lat temu, gdy Polska była w Układzie Warszawskim, a Wielka Brytania w NATO - i mimo to obie jednostki ze sobą współpracowały.

      Usuń
  4. Nie cierpię bananów, ale może powinnam się zmusić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za PRL moi rówieśnicy skazaliby Cię na ostracyzm za takie bluźnierstwo. Wszycy o nich marzyliśmy, ale mogliśmy ichspróbować nie częściej niż raz na kilka lat, jeśli w ogóle.

      Usuń
  5. Kiedyś z moimi starszymi uczniami czytalismy na zajęciach tekst o plantacjach kakaowca. O pracy dzieci i handlu nimi. Okropność. Na koniec autor przytoczył logo Fair Trade.
    - No pieknie- orzekły dzieciaki- a widział ktoś w Polsce czekoladę z takim logo?
    Dzieci też postanowiły nie naprawiać świata, bo przecież z czekolady nie zrezygnują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak, jak niektórzy "wegetarianie" - nie jedzą mięsa, ale jedzą parówki, bo "nie ma takiego zwierzęcia, jak parówka"! ;)
      A najgorsze jest to, że tym dzieciom (mówię o pracownikach plantacji) nie da się pomóc z naszej strony. Cokolwiek zrobimy, będzie źle.
      Jedyne wyjście, jakie widzę, to domaganie się przez firmy cukiernicze certyfikatu, dołączonego do każdej partii nasion kakaowca - zaświadczenia, że pracownicy nie są wykorzystywani i mają godziwe warunki (godziwe z ich, nie naszego punktu widzenia). Taki certyfikat bylby wydawany przez międzynarodową organizację, może być przy ONZ. Oczywiście, cena czekolady podskoczyłaby nieco - ale dałoby się to ograniczyć, poprzez stopniowanie wymagań.
      Tyle w teorii - czy dałoby się to zastosowac w praktyce? Pomysłowość ludzka w omijaniu przepisów nie zna granic...

      Usuń
  6. Otóż to - tak było, jest i będzie. Bo rodzimy się równi, ale nie jednakowi. Wszyscy powinni być równi wobec prawa i wszelkich obowiązujących w danym kraju przepisów. Jednakowi nie jesteśmy i nie będziemy, każdy ma własny profil genetyczny, który w dużym stopniu ma wpływ na jego życie. Hasła, że wszyscy powinni mieć godziwą pracę za godziwe wynagrodzenie, dobre warunki do wykonywania tej pracy, zapewnioną opiekę medyczną od chwili przyjścia na świat aż do śmierci, dostęp do bezpłatnej nauki na każdym poziomie, własne mieszkanie itp.itd., są niezmiernie chwytliwe i każdy temu przytakuje. Ale - nic nie ma darmo - wszystko kosztuje. Nie istniały pieniądze a wszystko i tak miało swą cenę - zawsze istniała wymiana- coś za coś, a nie coś za nic. I zawsze jedni ludzie mieli więcej inicjatywy, rozumu, umieli przyswoić sobie więcej informacji, wyciągać wnioski i byli tacy, którzy nie byli w stanie niczego się nauczyć. I nie wierzę, że kiedyś, kiedyś ta sytuacja ulegnie poprawie. Zawsze będą bogaci i biedni, zawsze będą różnice społeczne. Kto wie czy nawet nie większe niż teraz. I nie sądzę, by ktoś wynalazł na tę sytuację lekarstwo. No to idę pojeść domowych lodów bananowych.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pod warunkiem, że te lody bananowe sa zrobione z bananów! A nie z cukru, emulgatora, mleka w proszku, aromatu "identycznego z naturalnym" i regulatora kwasowości. W ten sposób bowiem nie pomożemy bananarzom, czy jak się ten fach nazywa.

      Usuń
  7. zarzuciłam ostatnio jedzenie bananów, ale za to wzrosło u mnie spożycie kawy więc... jakiś tam bilans jest na zero.. a tak poważnie, nie ma złotego środka, nie ma gotowej receptury na taki stan rzeczy, szczególnie dla nas, zwykłych zjadaczy "bananów"... i tak ucierpi ten najbiedniejszy ... miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarzuciłaś jedzenie bananów!?


      Nie wiem, jak to powiedzieć. Hmmm... Tego... To-tamto... A w jakim sensie?
      (emotikon zażenowania)

      Usuń
    2. hmmm, jakby Ci tu wyjaśnić biorąc pod uwagę, że blog jest ogólnie dostępny... otóż, nie kupuję ich ostatnio, a więc i nie obieram ze skórki, nie biorę do ust i nie połykam (oczywiście, nie gryzę też...) :)

      Usuń
    3. O, rrrany!...
      No, tak właśnie myślałem! Nic więcej!
      A jeśli nawet pomyślałem o czymś innym, w życiu się do tego nie przyznam!

      Usuń
    4. nawet na torturach?...

      Usuń
    5. Masz na myśli sado-macho?

      Usuń
  8. z bananem?... hmmm, to mogłoby być ciekawe :))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Krótko mówiąc - tak źle i tak niedobrze....

    OdpowiedzUsuń