Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 22 stycznia 2013

O białym śniegu, generującym czarne myśli

     Nienawidzę zimy! Przynajmniej rankiem…

     Każdy ma swoje prywatne, poranne rytuały. Jedni śpiewają „Kiedy ranne wstają zorze”, inni klną, na czym świat stoi, jeszcze inni po omacku szukają papierosów, albo słabym głosem proszą o coś do picia i coś od bólu głowy. Ja zawsze z wyrzutem spoglądam na budzik, jęczę „To już?” i rozpoczynam kilkuminutowy proces rozczulania się nad sobą. No, niestety, jeśli nie pożałuję sam siebie, nikt tego za mnie nie zrobi!

     Zatem użalam się konsekwentnie i pracowicie. Że tak bardzo chce mi się spać, a tu trzeba zwlec się z ciepłej pościeli i wyjść na mróz, wiatr i śnieg. Że tak późno wczoraj wyrobiłem się ze wszystkimi obowiązkami i nie dałem rady pójść spać wystarczająco wcześnie. Że tak bardzo chciałem nauczyć się grać kolejny utworek na gitarze, a nie miałem nawet wczoraj czasu wziąć jej do ręki. Że książka, którą dostałem na urodziny, wciąż jeszcze nie przeczytana, bo nie było czasu. Że znowu trzeba będzie iść do tego biura i pracować, a tu człowiek najchętniej przewróciłby się na drugi bok i zachrapał. Że niedźwiedzie mogą sobie zimą spać do woli, a ja muszę się zrywać na długo przed świtem. Nietoperze też… I jeszcze umieją latać, a ja nie umiem!

     Kiedyś żaliłem się Koleżance Małżonce. Przez kilka dni wytrzymała, potem stwierdziła, że nie ma już na mnie cierpliwości i albo się zamknę, albo ona zamieni mnie na inny model. Optymistka! Sam więc muszę się pocieszać. Zwykle robię to w myślach, bo mi się rano nie chce pyska otwierać. Niestety, moje współczujące i pełne zrozumienia pocieszenie nie zawsze brzmi przekonująco. Zwłaszcza w poniedziałkowy ranek moje „Jeszcze tylko pięć dni i już weekend” słabo poprawia humor.

     Potem wstaję i spoglądam za okno. Widok za nim to dodatkowy powód do żalu. Jeśli pogoda jest ładna, rozpaczam, że bezpowrotnie w pracy zmarnuję taki piękny dzień. Jeśli brzydka – że muszę się wlec taki kawał do roboty, w taką paskudną pogodę. Powód do narzekania zawsze się znajdzie.

     Wczoraj nie musiałem go długo szukać. Gdy rankiem zerknąłem przez okno, fala rozpaczy sama mnie zalała. To ja mam porzucić tę ciepłą i wygodną namiastkę raju, zwaną łóżkiem, ogacić się jak Eskimos i brnąć w tym śniegu po kolana? Pośród zimowego wichru, przenikającego do szpiku kości, śniegu padającego na oczy, pojawiających się znienacka watah wygłodniałych wilków, strasznych zbójców z maczugami, czyhających na nieostrożnych podróżnych…

     - Zamknij się wreszcie i słuchaj! – bywa, że Koleżanka Małżonka nie ma w sobie nic z chrześcijańskiej cnoty miłości bliźniego. Zwłaszcza, gdy wydaje poranne dyspozycje. – Cztery zwykłe bułki, dwie mleczne, jedną grahamkę i chleb razowy!

     Łkając (w myślach, bo przecież nie można okazać słabości w obliczu wroga zimna) udałem się do sklepiku. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie wyżalić się ekspedientce. Ona przynajmniej ma obowiązek mnie wysłuchać. Ale nie chciało mi się gadać. Ja w ogóle jestem małomówny, ale rano w szczególności. Zwyczajnie nie chce mi się otwierać ust…

     Kilkanaście minut później, zaopatrzony w kanapki, ogolony i pełen samobójczych myśli, brnąłem już w śniegu po kolana, do miejsca przeznaczenia, w którym miałem zamiar zmarnować sobie kilka ładnych godzin życia. Niby mogłem jechać samochodem, ale odkop go, człowieku, spod tych zwałów śniegu! Prędzej będę pieszo. Nie powiem, na odcinku mniej więcej dwustu metrów chodniki były odśnieżone. Ale ja do pracy mam trzy i pól kilometra! Nie dość, że przemoczyłem buty, śnieg napchał mi się w nogawki, to jeszcze wciąż wiało i śnieg złośliwie leciał mi w oczy, oślepiając mnie całkowicie. To była droga przez mękę. Gdy dotarłem do biura, ledwo żyłem – a to był dopiero początek pracy!
     Co robiłem w pracy, zmilczę. Nie było to nic interesującego i nie chce mi się do tego wracać. No właśnie: wracać! Czekała mnie jeszcze droga powrotna. I to pod wiatr! Zgroza…
     Jaki był tytuł tego filmu, o niemieckim jeńcu, który uciekł z łagru? On przynajmniej miał rakiety śnieżne i nie musiał zapadać się w śnieg. I brodę, która go grzała w policzki. I pistolet, którym mógł skrócić swoje męki… A ja nie miałem nawet porządnej czapki z daszkiem, żeby ochronić oczy przed tym białym paskudztwem, sypiącym się z nieba. Zawsze mam dylemat, czy wziąć czapkę z daszkiem, narażając uszy na odmrożenie, czy zimową, w której wprawdzie ciepło, ale śnieg sypie się prosto w oczy. I zawsze wybiorę źle…

     Gdy zmarznięty wlazłem do mieszkania, liczyłem choć na odrobinę współczucia. A tu od początku same wyzwiska! No, bo nie jest miłe, zostać nazwanym bałwanem!. I co z tego, że byłem cały biały od śniegu? No, normalne, że jak pada śnieg, to jest się białym!

     A tu jeszcze nie koniec męki. To przecież dzień babci!

     W zasadzie mógłbym olać to święto, bo moja babcia już nie żyje. Niech się smarkateria martwi! Mają ferie. Cały dzień siedzą w domu i grają w jakieś idiotyzmy. Niech się przejdą, dobrze im to zrobi. Zanim odkopię samochód, będą na miejscu.

     - Ale kwiatki zmarzną! – jęknęła Koleżanka Małżonka. – Musisz ich zawieźć!

     No tak, ja, zmordowany po całym dniu, muszę jeszcze wypoczętej smarkaterii tyłki wozić! To jest wyzysk! Od tego zaczynały się rewolucje. Oni najwyraźniej chcą gilotyny na placu zabaw!

     Minęło trochę czasu, zanim wśród zasp odnalazłem swój samochód. Westchnąwszy, chwyciłem łopatę i zacząłem go odkopywać. Trzeba było jeszcze odśnieżyć kawał parkingu, żeby w ogóle dało się nim wyjechać. Potem złapałem miotełkę.
     Śnieg, oczywiście, nie miał zamiaru przestać padać. Co zmiotłem, po chwili pokrywało się tym białym, zakichanym, trędowatym, sparszywiałym, francowatym… O mało nie przekroczyłem kolejnej granicy…
     Jazda przypominała loterię – skręci/nie skręci. Dzięki refleksowi, wyrobionemu w wielu powietrznych pojedynkach nad południową Anglią, gdy za sterami Spitfire’a, grzmocąc z kaemów do wrednych Messerschmittów i Heinkli… No dobra, w grze Mortal Combat. Zadowoleni? W każdym razie, dojechaliśmy w jednym kawałku. No, trochę też dzięki temu, że po drodze spotkaliśmy zaledwie dwa samochody. Tylko idioci jeżdżą w taką pogodę! I niektórzy taksówkarze. I z rzadka pługopiaskarki…
     Długo nie zabawiliśmy. Babcia rozumiała, że już późno, a ja, jak o 6:00 wciągnąłem buty, tak do tej pory ich nie zdjąłem. Już mi w nich chlupotało. Ale to wystarczyło, żeby samochód znów zaczął przypominać łysy pagórek, z którego dzieci zjeżdżają na sankach. Już nie użalałem się nad sobą. Kląłem jak szewc, nie zważając na dzieci – w szkole i tak uczą się gorszych wyrazów. Śnieg chyba się mnie przestraszył, bowiem uciekał od tej miotełki, aż się kurzyło. Kilka minut mi wystarczyło, żeby odśnieżyć na tyle, że dało się nim jechać.

     Oczywiście, szyby zamarzły od środka. Nic dziwnego – nasze oddechy osiadły na szybie, a ta szybko się wychłodziła. Trzeba było skrobać szyby od środka, pokrywając przy okazji wnętrze samochodu malowniczymi płatkami śniegu. Spodziewałem się kłopotów z opuszczeniem zaspy. Balem się, że samochód się sam nie wykopie i trzeba będzie wołać pomoc, ale jakoś się udało.

     Droga powrotna była jeszcze gorsza. Mało co widziałem przez wciąż zamarzające szyby. Samochód tańczył po zaśnieżonej drodze, jak primabalerina. Na niedługim odcinku drogi aż dwa razy spotkałem pługi. Robiły, co mogły – ale mogły niewiele. Gdy śnieg wciąż sypie, żaden pług nie da rady – co z tego, że zgarnie, jak za chwilę jest to samo? Rondo pokonałem chyba przy pomocy czarów – sam nie wiem, jak mi się to udało.
    
     Gdy dotarłem do domu, pierwsze co zrobiłem, to napchałem papierów do butów. To najlepszy sposób na ich wysuszenie. Nie zważałem przy tym na protesty Koleżanki Małżonki, że gazeta jeszcze nie do końca przeczytana. Co ona chce czytać? Reklamówki z Obi? A potem gorący prysznic. Tak, gorący! Cała łazienka zaparowała! Wygrzałem się za wszystkie czasy. I książeczka, i łóżeczko i ciepła herbatka. I wiecie co? Bardzo lubię zimę!

     Przynajmniej wieczorem…

41 komentarzy:

  1. Wiesz, jakoś mi cieplej po tym wpisie :) Choć i zazdrość lekka się kluje - Ty to przynajmniej marudzić umiesz! :))


    P.S. taką ruską czapkę uszankę sobie spraw - daszek wszak ma i nauszniki w jednym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprawdę, czymże jest marudzenie dla człowieka - istoty, która potrafiła dzieło sztuki stworzyć nawet z zabijania i torturowania!
      A czapki uszatki nie mają daszka. Sprawdzałem...

      Usuń
    2. Dwie pierwsze bardziej nadają się do kufajki, a trzecia nie ma daszka, tylko jakąś wypustkę, jak czołgowy hełmofon. I czemu miało służyć mijanie się z prawdą i czyniczne okłamywanie narodu polskiego? ;)

      Usuń
    3. Problemu kurtki nie zgłaszałeś :D

      Usuń
  2. Masz rację, człowiek sobie sam tylko pomarudzić może, bo nikt inny się nad nim nie ulituje.
    Ostatnio, co nie próbuję komuś się nad sobą poużalać, to słyszę, że wytrzymać ze mną się nie da albo coś podobnego.
    Nie cierpię śniegu, zimy, odśnieżania, odgarniania, odmrażania, odkopywania i wszystkiego, co ma związek z tym białym badziewiem.
    Kiedy będziesz następnym razem odkopywał samochód pomyśl sobie, że gdybyś miał dom, jak u mnie, miałbyś za każdą próbą opuszczenia domu i powrotu do niego odśnieżyć wjazd do garażu, schody, ale i chodnik przed domem, żeby się przechodzień jaki nie wywalił.
    Najgorzej, kiedy pada cały dzień...

    p.s. dziś obudził mnie... albo nie napiszę, albo napiszę u siebie, z tym, że nie teraz bo się muszę odkopać, żeby dojechać na zlecenie.
    na razie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale gdy odśnieżę dom, to mam odśnieżony! A miejsce na parkingu odśnieżam dla kogoś, kto mi się zresztą nigdy tym samym nie zrewanżuje. Tylko wyjadę, rozpoczyna się wyścig na moje miejsce - bo odśnieżone! Gdy wracam, muszę znowu brać łopatę i robić sobie nowe miejsce - nawet, gdy już nie pada.

      Usuń
  3. Ja wczoraj miałem fajną podróż do domu. Po raz pierwszy w życiu jechałem po głównej ulicy mojego miasta - Alei Jana Pawła II (jakże inaczej) w takim śniegu jakbym jechał po jurajskich lasach.
    Żaden pług nie wyjechał. Czterdziestki na liczniku nie przekroczyłem.
    No i niestety, zamiast gorącej kąpieli czekało równie gorące odgarnianie białego puchu (Straż Miejska lubi zapędzać się w moje okolice)...
    A prysznic owszem, miałem - zimny, zafundowali go Węgrzy...
    Pozdrawiam nieco zas(y)pany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławomirze, w Wartszawie zawsze gdy pada w ciagu dnia śnieg jest tragicznie, bo pługi nie sa w stanie działac w tym samochodowym potoku. Ale Cię pocieszę - u nas jednak częściej masz czarną jezdnię i względnie oczyszczoną. W Monachium (bardzo bogate miasto) postawili na naturę - nie ma solenia i sypania piachem- na chodnikach sporadycznie posypują czymś, co przypomina żużel, jezdnie też nie są solone. I tam to dopiero jest wesoło.Wczoraj faktycznie było upiornie, nie wiem tylko dlaczego tyle samochodów ruszyło do boju.
      Miłego, ;)

      Usuń
    2. Tak szczerze powiedziawszy to patrząc na tę naturę, na którą postawiono u mnie, myślałem sobie, że fajnie się jeździ. Każdy bezpiecznie, nikt nie szalał, był ostrożny.
      Zwykle to jest tak, że wraz z wjazdem na dłuższy odcinek prostej każdy rwie, choćby zakaz był do czterdziestu.
      Dzisiaj zapędziłem się za to na przedmieścia. Pługi już i tam były...

      Ogólnie to żałuję trochę, że nie mam jeszcze tego mojego zimowego tygodnia urlopu, bo takie dni najlepiej spędzać na jakimś przyjemnym stoku, albo przynajmniej na sannie (z pochodniami i grzańcem).
      Pozdrawiam gorąco

      Usuń
    3. Pługi generalnie wyjeżdżają dopiero wtedy, gdy przestanie sypać. Inaczej ich praca nie ma sensu - co przejadą, za chwilę jest tak samo. Chyba, że sypie naprawdę mocno.
      U nas już porobiły się takie zaspy, że chyba służby miejskie zaczną niedługo akcję ładowania śniegu na przyczepy i wywożenia ich za miasto. Już kiedyś tak było, ale wtedy to zasypało nas po czubek głowy. Nie dało się przejść przez jezdnię, bo śnieg, odgarnięty z ulicy, tworzył zaspy wyższe ode mnie! W górach, to rozumiem - ale na nizinie?

      Usuń
    4. Oj Sławomir Sławomir. Nieładnie tak kłamczuszyć :). Pamiętasz jak jeździłeś do mnie w największe śniegi i mrozy, miałeś wtedy jeszcze peżocika. Wtedy Tobie to nie przeszkadzało jak chciałeś sobie pobarłożyc. Gdy chciałeś seksu, to natura nie była Ci straszna, jechałeś setki kilometrów. Ale cóż, później jak to zwykle Ty, oszukałeś, zostawiłeś, wyzyskałeś. Pozdrawiam mimo wszystko.

      Usuń
    5. Doskonale wiem, ze odśnieżanie w warunkach porządnego sypania nie ma sensu.
      Bardzo fajne jest to, że droga krajowa łącząca Warszawę i Katowice z Opolem wyglądała jak z bajki o Królowej Śniegu.
      Wynika to pewno z tego, że to samorządy przejęły odśnieżanie. A pieniędzy jak zwykle mało...

      Na wywrotki śnieg - jak w filmie "Brunet wieczorową porą" - i "Wisłę przybliżyć!"...
      Pozdrawiam gorąco

      Usuń
    6. Czytałem też o takim jednym, rudym, który usiłował piec placki ze śniegu. Gdyby to udało się opatentować! Nawet solić nie trzeba, bo już posypane...

      Usuń
    7. Tym bardziej, że - jak wiemy od blisko roku - na nasze drogi trafia ta sama sól co do innych naszych potraw... i odwrotnie.
      Patenty drogie są, ale gdyby co to chętnie się dołożę (za część zysków ze sprzedaży, oczywiście).
      Pozdrrr

      Usuń
    8. To musisz skontaktować się z niejakim Lisem Witalisem. Tylko nikt nie wie, gdzie go szukać, bo uciekł nie wiadomo dokąd, po tym, jak mu ogon ogolili.

      Usuń
  4. W pełni Cię rozumiem - zima to moja zmora, nawet teraz, gdy mam luksus w postaci emerytury i brak super wyprowadzacza, czyli psa.Wiesz, to bardzo dziwne, ale zauważyłam, że zimą zawsze idę pod wiatr, niezależnie od kierunku.Wczoraj gdy szłam na pocztę to pod wiatr, gdy wracałam(tą samą drogą)to też pod wiatr. Jedyny plus, że chodniki osiedlowe są naprawdę porządnie oczyszczone.Co do czapki - polecam tandem - czapka z daszkiem, na to kaptur od kurtki.Albo kup uszankę - wielce modne ostatnio a bardzo ciepłe i wielofunkcyjne -mają daszek i nauszniki, które w razie potrzeby można uwiązać u góry i masz chłodzenie w okolicach uszu gdy mróz maleńki.W marketach sprzedają płyn przeciw zraszaniu się szyb od wewnątrz- działa, sprawdziłam doświadczalnie. No to trzymaj się, jeszcze sporo zimy przed nami.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się - śnieg ZAWSZE sypie w oczy!
      Pewnie dlatego, że jesteśmy biedni, bo biednemu zawsze wiatr oczy wieje ;)

      Usuń
  5. Mam dla Ciebie antidotum, nazywa się JACK LONDON. Poczuj się bohaterem z jego książek, nie możesz być wiecznie piratem albo osadnikiem na kompie! Zima, to coś takiego, jak paintball, tylko nikt do Ciebie nie będzie strzelać, musisz jedynie osiągnąć cel! Widziałem na przykład fajny program, w którym komandos uczył, jak przetrwać na Syberii. Jak Ci przemokły stopy, mogłeś je osuszyć śniegiem. Nie patrz tak na mnie! A raczej na to, co piszę! Tak mówił komandos amerykański!
    A następnym razem weź taksówkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martina Edena znam na pamięć, Biały Kieł już mnie znudził, Wilk Morski gdzieś tam się wala po kątach, a Zew Krwi zdążyłem już zapomnieć ;)
      A osuszanie stop śniegiem nie jest niczym nadzwyczajnym, choć niezbyt przyjemnym. Jak myślisz, dlaczego białe niedźwiedzie kulają się po śniegu po nurkowaniu? Wcale nie dla zabawy :)

      Usuń
    2. Wiesz..., musisz mi wybaczyć ignorancję, ja raczej rzadko widuję białe niedźwiedzie- w Irlandii są jeszcze rzadsze, niż w Polsce :)

      Usuń
    3. Naprawdę? A ja zawsze byłem pewien, że z Irlandii na Grenlandię jest bliżej, niż od nas! ;)
      No, ale telewizor chyba w domu masz i da się na nim odebrać National Geographic, albo Animal Planet? A jeśli nie telewizor, bo sam coraz częsciej dochodze do wniosku, że zabiera tylko miejsce w mieszkaniu, gdzie można by postawić ładne akwarium, to chociaż Internet!

      Usuń
    4. Masz rację, na Grenlandię jest bliżej, ale klimat taki, że nawet miś polarny nie wytrzyma :)
      Być może moja ignorancja wynika z braku telewizora- oglądam go tylko będąc u znajomych. U mnie wrony mają pętlę, 200 metrów na północ mam Morze Irlandzkie, makrele, kraby, krewetki, zero białego misia. Raz mi tylko wywaliło na plażę zdekapitowane truchło foki- musiała wsadzić łeb w śrubę okrętową!

      Usuń
    5. Albo miś ją zaatakował...

      Usuń
  6. Bardzo dobrze Cie rozumiem.Ja tu w Holandii nie moge narzekac na zaspy (chociaz w tym roku troche popadalo i temp. okolo 0).No i wlasnie przyszlo mi wczoraj jechac rowerem na drugi koniec miasta ,na most i z gorki z mostu .Pol dnia sie zbieralam,kombinowalam jak tu powierzyc komus sprawe ,co by za mnie zalatwil.Zwyczajnie sie balam oblodzonych ulic.Nie moge sobie pozwolic na jakas zlamana rke czy noge bom sama i nikt mi szklanki wody nie poda.Okazalo sie w praniu ,ze strach ma wielkie oczy.Jechalo sie bardzo dobrze .Tylko raz sie zdziebko posliznelam.Co nie znaczy,ze lubie zime.Nie,nie lubie .Pania Xime lubie ogladac przez okno .Jest bialo,jest slicznie i mnie jest cieplo.Tak,ze dobrze rozumiem Twoj stosunek do zimy.

    OdpowiedzUsuń
  7. u mnie dokładnie to samo co u Ciebie, ja odśnieżam - śnieg znów zasypuje, i samochód, i parking - szlak człowieka trafia :) lubię zimę, kiedy patrzę zza okna i nie muszę z domu wychodzić... i tylko wtedy!! a ogólnie to kocham ciepełko, baaaardzoooo ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może napiszemy jakiś postulat o zakaz promowania zimy? Bo odnoszę wrażenie, że niektórzy politycy sądzą, iż zakaz promowania czegoś zniszczy samo zjawisko...

      Usuń
    2. myślisz, że to mogłoby pomóc?... jestem skłonna zatem napisać :))))

      Usuń
    3. Poparłem Twój postulat, ale zauważyaś, że były dwie osoby przeciw? Co z nimi robimy? Madejowe łoże, wyrywanie paznokci, czy Żelazna Dziewica?

      Usuń
    4. spławianie pod lód, proszę... i już więcej ich jest, to tak hurtem polecimy :)))))

      Usuń
  8. Witaj
    Lubię zimę, bo to moja pora roku- urodzeniowa :)
    Nie choruję, mróz i śnieg mi nie przeszkadzają, zatem jest ok :)
    Pozdrawiam z bajecznej Alwerni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wiedziałem, że jesteś nie z tej planety. Jak można lubić wiatr, mróz i śnieg lecący w oczy? I za kołnierz? Brrrr! I ciągłą duchotę w mieszkaniu? I kraczące stada gawronów? I smród dymu z kominów? I wiecznie przemoczone buty? I te grube ciuchy, w których nie da się poruszać?
      Nie, my, ziemianie, wolimy lato! ;)

      Usuń
    2. Wiesz, moja córka jest zmarzluchem, tak jak TY. Ale, kiedy przebywała na Malcie ponad miesiąc- zatęskniła zeza chłodkiem naszym, polskim :)

      Usuń
  9. Mnie by wystarczyły trzy dni zimy - na Wigilię i Boże Narodzenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jeszcze Sylwestra - śnieg się przydaje przy puszczaniu fajerwerków. Gdy się człowiek oparzy, jest w co paluchy wsadzić.

      Usuń
  10. Mój dziadek zwykł był odśnieżać podwórko - całe taczki śniegu wywoził za płot. Kiedy go przekonywano, że to nie ma sensu, bo i tak napada, a jak przyjdą roztopy, to wszystek śnieg sam się roztopi, odpowiadał:
    - Ale tego już nie będzie.
    Owo zdanie weszło do rodzinnego skarbca powiedzonek i ma szerokie zastosowanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że "za płotem" było niżej od podwórka i roztopiony śnieg nie wracał? ;)

      Usuń
  11. Jak miałes takie przezycia, to znaczy, ze wcale sie nie ogaciłes jak Eskimos. ;p Jakbys to zrobił, to zima nie byłaby Ci straszna. ;) ja do pracy codziennie choddzę pierszo. nie wiem ile mam w kilometrach, ale zajmuje mi to około 20min wiosną/latem. zima oczywiście dłużej, ale to i tak lepsze niż jazda miejską komunikacją. poza tym zima uważam, ze dobrze, że jest, lubię snieg itd. ale do czasu. około 15 stycznia zaczynam powoli tracic entuzjazm. aktualnie jestem już na etapie "no dobra, wystarczy" i "mogłoby juz powoli przestawać". ;) chyba najbardziej nie lubię jesli zbyt gwałtownie sie wszystko topi, bo wtedy basen narodowy w butach gwarantowany... ale cóż - i tak wolę to, niz gdyby cały rok na okrągło miała być taka sama pogoda - nuuuuda. ;)

    OdpowiedzUsuń