Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 7 listopada 2012

Trudny rachunek

     Chyba udziela mi się jesienna chandra. No tak, przecież mamy rok parzysty! A w roku parzystym zawsze przeżywam ją szczególnie intensywnie. Nie pytajcie, mnie, dlaczego, bo nie wiem. To prawo empiryczne, oparte wyłącznie o własne doświadczenia. Stąd stworzyłem następujący wzór:

     Dp = 2,6 Dn * jakaśgreckalitera * jakaśinnagreckalitera,

     gdzie:

Dp - deprecha w roku parzystym

Dn - deprecha w roku nieparzystym

jakaśgreckalitera - niemianowany współczynnik intensywności deprechy, zależny od pogody, zawierający się w przedziale od 0,8 (przy słoneczniej pogodzie) do 1,6 (szaruga, chmury, leje, wieje, gawrony kraczą itp.)

jakaśinnagreckalitera - kolejny niemianowany współczynnik melancholiczny, zależny od tego, na jaką muzykę mnie aktualnie wzięło; waha się od 0,75 przy "Oye mi canto" do 3,1 przy "November rain".

     Ten wzór jednak nie jest taki prosty, jakby się wydawało, bowiem istnieje jeszcze jedna zależność. Otóż, wybór muzyki, jaką na okrągło zamęczam siebie i najbliższe otoczenie, zależy od niewiemczego! Przy czym niewiemco jest absolutnie nieprzewidywalne, ale w pewnym stopniu też zależy od pogody. Istnieje zatem korelacja współczynników intensywności deprechy i melancholiczności, jakkolwiek do dnia dzisiejszego nie jest ona zbadana.

     Nitagerową deprechę mierzymy w ferrach. Oszczędzę Wam opisu, w jaki sposób wyznacza się tę jednostkę, bo to dość skomplikowane. W każdym razie, robi się to w sposób podobny, w jaki Trurl wyznaczał kiedyś jednostkim, zwane hedonami, tylko w drugą stronę. Wspomnę tylko, że nad kreską ułamkową widnieją między innymi takie jednostki, jak decybele (od krakania gawronów), metry na sekundę (prędkość wiatru), procenty (nie, to nie to, o czym myślicie - chodzi o wilgotność względną powietrza!), czy kilogramy (w których wyznaczamy masę opadłych liści). Pod kreską znajdują się luxy (zależne od nasłonecznienia i liczby przepalonych żarówek, których nie chce mi się wymienić), metry kwadratowe (oznaczający sumę odsłoniętej powierzchni ciała wszystkich atrakcyjnych pań, mijanych tego dnia po drodze z pracy) oraz sekundy (w których liczy się m.in. ilość wolnego czasu, jaką jeszcze człowiek ma przed sobą).

      Dochodzi do tego cała masa niemianowanych wyróżników, zależnych od intensywności zapachu kawy, smaku wina/koktajlu/nalewki, sukcesów/porażek w pracy, dobrego/złego humoru pozostałych domowników i liczby aktualnych artykułów o katastrofie smoleńskiej.

     Jeden ferr to ta ilość cierpienia, jakiej doznaje się w chwili, gdy człowiek dowiaduje się, że zamiast kawałka czekolady dostał plastikową atrapę. Jeśli podzielimy to wszystko przez temperaturę mięknięcia polietylenu i wyciągniemy przed nawias współczynnik zęba bolącego, wszystko można łatwo sprowadzić do układu SI.

     W przybliżeniu, oglądając brazylijski serial, człowiek przyjmuje na klatę około 7 ferrów. Rozcinając sobie palec piłą taśmową - około czterdziestu, natomiast rano, na drugi dzień, po ostrej balandze - od pięćdziesięciu, do pięćdziesięciu sześciu. Około siedemdziesięciu ferrów doświadczamy, gdy na schodach kłaniamy się seksownej sąsiadce i zdajemy sobie sprawę, że zapomnieliśmy włożyć spodni. Gdy kolędnicy odkryją, że jednak jesteśmy w domu, to będzie około trzydziestu ferrów. Gdy zrobią to Świadkowie Jehowy - jakieś pięćdziesiąt parę - i osiemdziesiąt, gdy sztuka ta uda się agentowi ubezpieczeniowemu.

     Przy czym chciałbym tu stanowczo zaprzeczyć pewnym stereotypom. Amerykańscy naukowcy obliczyli bowiem dokładnie, że wizyta teściowej to niecałe dziesięć (w trakcie meczu - około dwudziestu pięciu), a "migrena" żony to wartość, obliczana ze wzoru 60 minus wiek w latach. Niestety, kartka była udarta u dołu, więc nie wiem, czy chodzi o nasz wiek, czy o wiek małżonki.

     Jak widzimy, wpływ na deprechę mamy raczej niewielki. W zasadzie możemy jedynie potęgować go, bądź minimalizować, przez wybór odpowiedniego kanału na You Tube. Coś jednak czuję, że dziś wieczorem znów Axl, przy źle ofarbowanym księdzu, będzie czekał na Stephanie, ubrany we frak i idiotyczne kalosze, Slash znowu zgubi obrączki, a potem pożegna się z Duffem i wyjdzie z kościoła, aby zagrać jedną z najpiękniejszych solówek w historii muzyki rockowej i - kilka minut później - stojąc już na fortepianie, coś w rodzaju przejmującego marsza pogrzebowego, przenikającego do szpiku kości.

     Nic nie poradzę, że to muzyka z czasów mojej - późnej, bo późnej - ale zawsze młodości.

18 komentarzy:

  1. Ale co ty opowiadasz! Slash maszerujący środkiem kościoła to miód na me oczy i serce! Od razu wszelkie depresyjne myśli pryskają jak bańka mydlana!
    Chyba, że ten wzór to dla facetów, aaaa to przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwne, bo akurat ta scena dołuje mnie najbardziej. Nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że jest na swój sposób symboliczna? Slash wychodzi w taki sposób, jakby mówił: "Nic mnie tu już nie trzyma". To niesamowicie koreluje z późniejszymi losami zespołu. To po odejściu Slasha GNR definitywnie się skończyli. Zauważ, że Slash żegna się z Duffem w taki sposób, jakby mówił "Tymczasem!" - w rzeczywistości Duff opuścił zespół niedługo po Slashu i dołączył do niego w innej grupie.
      Przeczucie? Przepowiedznia? Czy po prostu przekaz podprogowy?

      Usuń
  2. A na mnie "November rain", zarówno ten muzyczny jak i klasyczny (choć muzyczny to też klasyczny) działa fajnie. Nie wiem dlaczego, ale lubię jesień.
    Deprecha mnie nie chwyta, chociaż koniecznie sprawdzę wzór - na innych.
    Na razie mam dobry humor, bo byłem w kinie na "Asterixie i Obelixie" z rodziną .
    Polecam na deprechę!
    Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak działa głód narkotykowy? Proczy Cię niszczą, dołują, czujesz się po nich fatalnie, a jednak pragniesz ich jak niczego na świecie. Nawet, gdybym znalazł czas, by się wybrać na "Astrerixa...", wieczorem i tak naciągnąłbym słuchawki na łeb i wysłuchał jakiejś dołującej piosenki. Chyba będę musiął przerzucić się na Patience - w studyjnej, akustycznej wersji.

      Usuń
  3. Nit, wracając jutro z pracy wstąp do apteki i zakup lek o nazwie DEPRIM i łykaj zgodnie z zaleceniem producenta. To lek ziołowy (wyciąg z dziurawca) ma działanie antydepresyjne. Depresja pogłębia dolegliwości od strony układu pokarmowego (ta Twoja zgaga).Deprim nie daje przyzwyczajenia, nie uzależnia. Odstawisz na wiosnę, gdy będzie lepiej operowało słońce, bo słońce + deprim = plamy brązowe na twarzy.
    Miłego, ;)
    P.S.
    Pograj na kompie w jakąś grę lotniczą;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psychotropy i nie uzależniają? Dziwne...
      Ech, tak naprawdę znam przyczynę obniżenia lotów przez swój własny umysł. Latem miałem dość unormowany dzień, zawierający sporą dawkę wysiłku fizycznego: po pracy obiad, rower i działka. Jesienią i zimą nie jestem aktywny fizycznie - biegać nie mogę, ze względu na kolano - i to pewnie przez to spuszczam nos na kwintę. Ale nie przejmuj się - to przejdzie. Jak tylko słońce trochę przygrzeje ;)
      A gierkę znalazłem sobie tak starą, że chyba grał w nią nawet Juliusz Cezar - Age of Empire. Rozgrywka trwa średnio 1,5 godziny - i coraz częściej w nią wygrywam! :)))) Na najłatwiejszym poziomie... :(((

      Usuń
  4. Cóż..., po użyciu terminu "brazylijski serial" spodziewam się, że tym Cię nie zadziwię:
    http://www.youtube.com/watch?v=YTxqaHrXgHQ
    Kiedyś czytałem artykuł o tym, że mężczyźni przeżywają okres, tylko dłuższy niż kobiety, ale za to tylko raz do roku- JESIENIĄ. Nie martw się zatem, oznacza to, że jesteś facetem w pełni sił i możliwości. Potraktuj to, jako sygnał od natury i zaproś Koleżankę Małżonkę do wspólnej zabawy :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Metry kwadratowe odsłoniętej powierzchni? Chyba decymetry...? :((
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Mości Wachistrzu, metry! Wszystkie jednostki trzeba sprowadzić do układu SI. I nie dziwota, że gdy owa powierzchnia, znajdująca się przecież pod kreską ułamkową, wypada w liczbie, zaczynającej się dwa lub trzy miejscac po przecinku, znacznie nam ową depresję podwyższa. :(

      Usuń
  6. "Na stacji Chandra Unyńska,
    gdzieś w Mordobijskim powiecie,
    telegrafista"... etc.... Tuwima zna każdy...

    - A depresja... - Co to niby takiego? - Kogo na to stać w dzisiejszych czasach? - Z czego to się bierze? - Czy aby nie z nadmiaru wolnego czasu? - I po co sobie tym d... - znaczy głowę - zajmować? Proponuję "zdepresjonowanym" pobyt w... szpitalu - w charakterze obserwatora oczywiście... Zobaczycie tam ludzi, którym jest niewymownie i niewymiernie gorzej od Was, a mimo tego nie znieczulają siebie i innych "depresją".... Zapewniam - od razu Waszą depresję diabli wezmą, bo nic tak nie uprzyjemnia życia jak świadomość, że innym jest gorzej niż nam.
    A może jakaś udany egzorcyźmik? To ostatnio modne...
    Pomyślności życzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że nawet taki widok nie sprawi, że "depresję diabli wezmą" - przynajmniej dopóki mówimy o depresji. Tej prawdziwej. Nie zauważyłeś jednak, że ja użyłem nie medycznego terminu "depresja", tylko potocznego: "deprecha". A to nie to samo! ;)
      Deprecha, to po prostu chandra, spowodowana brakiem jakiejśtaminy, czy jakiejśtaminnejiny, po zmianie pogody - rzecz normalna i z czasem przechodzi.
      A Twoja rada może jedynie doprowadzić do tego, że człowiekowi będzie wstyd, że jest zdrowy - i permanentna deprecha murowana!

      Usuń
  7. Witaj
    Aleś wykombinował :)widocznie masz zbyt dużo wolnego czasu, bo wypełnienie go choćby po części przyjemnostkami- zniweluje depresję.
    Ja też czasem mam "dołki", wtedy biorę się za porządki, gotowanie, pieczenie, ale i na własny relaks, typu film, książka, długi samotny spacer. Na koniec łyk naleweczki na zdrówko, a jest w tym roku w czym przebierać i ...po kłopocie mam :)
    Głowa do góry i uśmiech poproszę :)
    A jeśli jesteś taki dobry z matmy, z rachunków- udzielaj korepetycji chociaż :)
    Naszkicuj wreszcie, co obiecałeś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brrrr! Długi, samotny spacer w taką pogodę! I jeszcze po ciemku, bo w dzień człowiek marnuje życie w pracy! Człowiek nie potrafi myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, żeby ten spacer wreszcie się skończył i żeby znalazł się w ciepłym i przytulnym mieszkanku - nawet ciasnym.
      A szkic - cóż, próbowałem już kilkakrotnie i wciąż nie udaje mi się narysować tego, co bym chciał. Widzę to, ale nie mam umiejętności na tyle wyszkolonych, aby to wyskrobać na papierze. Cóż, będe próbował dalej...

      Usuń
  8. Wydaje mi sie ze regula na obliczanie deprechy powinno miec wersje zenska - bo im dochodza dodatkowe czynniki jak: nowa zmarszczka, dzien depilacji, zla fryzura, dodatkowy kilogram w biodrach, uczucie ze nie ma sie w co ubrac..... Moznaby wyliczac i wyliczac.
    Zadna pociecha ale oznajmiam ze nie jestes sam w dolku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Żałuję, że Twój opis depresji dotarł do mnie dopiero dziś, dzięki takiemu matematycznemu podejściu łatwiej chyba przetrwać to cholerstwo, a parę dni miałam naprawdę wyciętych z życiorysu.
    W każdym razie opis genialny!
    I masz rację, nie mamy na to wpływu, możemy tylko złagodzić albo pogorszyć!

    OdpowiedzUsuń
  10. nie ma o czym gadać..
    proszę Cię Nit, zatańcz ze mną ;)

    http://www.youtube.com/watch?v=IYOYlqOitDA

    OdpowiedzUsuń
  11. a ja tak dosadnie napisałam, nie używając słów.. że i tak nie weszło :)
    http://www.youtube.com/watch?v=zXIuAz7aryo

    OdpowiedzUsuń
  12. Na chandrę najlepsza jest muzyka smutna - spadasz tak nisko w depresyjny dłó, że zostaje juz tylko sie odbić ;P

    OdpowiedzUsuń