Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


środa, 5 września 2012

Wiedźmy - cz. I

   Dziś mała próba literacka. Mała, ale wystarczająco długa, by podzielić ją na dwie części.

   - Z Dadźbogiem!
   Stary leśnik z szacunkiem dotknął kapelusza i skłonił głowę. Skarbek zerknął w kierunku zarośli. Stara niewiasta, z pękiem ziół w dłoni, wyłoniła się zza krzaka. Tuż za nią wysunął się rudy kot, wbijając w nich przenikliwe, zielone oczy.
   - Witaj, panie Mścigniewie - odezwała się starucha, skrzeczącym głosem i w uśmiechu odsłoniła popsute zęby. - A cóż to za dorodny młodzieniec ci towarzyszy?
   - Skarbek, ukłoń się ładnie! - stary stanowczym głosem zwrócił się do kilkunastoletniego wyrostka. - To mój wnuk, pani. Skarbek się zwie. Chłop na schwał! - nie bez dumy klepnął go w plecy, zmuszając przy tym do oddania ukłonu.
   Chłopiec skłonił się, ale sztywno i z wyraźną niechęcią.
   - Dumny! - starucha obrzuciła go okiem znawczyni, nie pozbawionym odrobiny lubieżności. - Lubię takich. Zwłaszcza ten moment, gdy ta duma z nich spływa - roześmiała się.
   Mścigniew zmarszczył brwi.
   - Wybacz mu, pani, niewiele jeszcze czarownic widział w swym życiu. Nauczy się szacunku dla waszej profesji.
   Stara zaśmiała się nieprzyjemnie.
   - A gdybyś nie dał rady, sama się tym chętnie zajmę - odparła. - Nie ma to, jak czasem poigrać z młodym koziołkiem.
   Skarbek parsknął z obrzydzeniem, ale Mścigniew spojrzał na niego groźnie. Pożegnawszy wiedźmę, obaj podążyli wąskim duktem.
   - Zali mój syn nie nauczył cię grzeczności? - warknął Mścigniew, gdy już oddalili się od miejsca spotkania. - Nie umiesz pozdrowić, jak obyczaj każe? Przypominać ci o tym muszę?
   Skarbek spoglądał na niego z rosnącym zdziwieniem.
   - Dziadku, to przecież wiedźma! - odrzekł. - Jakiż to szacunek jestem jej winien?
   Mścigniew zatrzymał się i spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.
   - Co chcesz przez to powiedzieć? - huknął, aż z okolicznych drzew zerwało się stadko wróbli.
   Skarbek speszył się.
   - No, - zaczął niepewnie. - Wiedźmy są złe! Mleko kwaszą, uroki rzucają... Sami przecie mówiliście, że szacunek jeno dobremu człowiekowi należny, a złego w pogardzie trzeba mieć, choćby i kniaziem był!
   Ku jego zdumieniu, Mścigniew rozpogodził się i pogładził siwiejący wąs.
- Durnyś! - rzucił krótko. - Tobie nie grzeczności, ale mądrości brakuje. Wiedźmy złe? Uroki rzucają? Ha! Nie tylko uroki rzucają! Gdyby zechciała, to by cię w żabę zamieniła!
   Dreszcz przeszedł przez plecy młodzieńca.
   - Naprawdę? - szepnął. - W żabę?
   Mścigniew poruszył wąsami.
   - No, ciebie jeszcze w kijankę... - mruknął i ruszył przed siebie.
   Chłopiec z pośpiechem podążył za nim.
   - To jakże to, dziadku? - dopytywał się. - Ludzi w żaby zamieniają i ja jeszcze szanować je mam za to? Chyba ze strachu! Aleć przecie to żaden szacunek, jeno sromota...
   Stary nie odwrócił się. Szedł przed siebie, z wzrokiem nieruchomo wbitym w dal.
   - Jakby cię głupcy błotem obrzucali, co byś zrobił? - mruknął, ale na tyle głośno, aby wnuk go usłyszał. - Mądrego uczyć nie trzeba, ale głupców na świecie nie brak. Tych nijak szacunku dla siebie nauczyć, jak jeno grozą. Tedy pilnują wiedźmy, żeby pustogłowi trzymali się od nich z dala. A i tak czasem głupcy gromadą pójdą i szkód wiedźmie narobią. Bo głupcy zawsze dzielni jeno, gdy w gromadzie! A z hałastrą nawet wiedźma czasem sobie nie poradzi.
   Skarbek milczał przez chwilę.
   - Dziadku, że kamieniami ich obrzucać nie trza, to przecie wiem. Nikogo nie trza. Ale szacunek to jeszcze żaden. Kłaniać im się, jak księżnej? Dlaczego?
   Ale stary myślami błądził już gdzieś daleko. Odpowiedź przyszła dopiero po chwili.
   - Dlaczego? - szepnął ze smutkiem w oczach. - Gdybyś był wtedy w twierdzy, nie pytałbyś dlaczego... Wiedziałbyś.
   Spojrzał na niego tkliwie.
   - Ale przecie nawet twego ojca jeszcze na świecie nie było, więc skąd masz wiedzieć?
   Ruszył dalej. Skarbek pokraśniał. Zawsze, gdy dziadek zaczynał zagłębiać się we wspomnienia, oznaczało to ciekawą opowieść. Nie musiał pytać, wiedział, że wieczorem Mścigniew siądzie na swym ulubionym zydlu, wbije oczy w ogień na kominku i zacznie opowiadać. A opowiadać umiał pięknie.


C.D.N.

9 komentarzy:

  1. AAAa jednak blogspot! I bardzo dobrze :) Albo i źle, bo teraz dostaniesz mój podpis z imienia i nazwiska... i gdzie tu anonimowość? :)

    Reila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Cię to uspokoi, Twoje imię i nazwisko nic mi nie mówią, więc nie ma strachu. Zakładając, że każdy z nas zna osobiście i z imienia ok. 500 osób, prawdopodobieństwo, że się znamy, wynosi jakieś 0,0138 promila. Kłopoty ponoć zaczynają się od 0,2 ;)

      Usuń
    2. Oczywiście, że się nie znamy realnie to bym wiedziała ;)

      Usuń
  2. Acha,zaczyna sie fascynujaco.Lubie Twoje klimaty.Czekam na czesc druga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znaczy, że mi się udało, bez względu na to, czy spodoba Ci się część II. Klimat, nastrój, to jest to, co we wszelkiej twórczości - czy to książka, czy film, czy gra komputerowa - cenię najbardziej.

      Usuń
  3. hehehe, powieść w odcinkach. :))) zapowiada się obiecująco. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tylko krótkie opowiadanie. Na większe rzeczy brakuje mi pomysłów. Nie umiem stworzyć interesującej powieści, choć juz nieraz próbowałem. Umiem (chyba) opisywać sytuacje, i dobrze czuję się w krótkich formach (nie reformach!).

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. No, ale wiesz, co powiedział kiedyś L.Miller? ;)))

      Usuń